aaa4
Nowy
Dołączył: 17 Lis 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
-Przypuszczalnie kazdy rozwiazany juz problem wydaje sie bardzo glupi i banalny, nie sadzisz? - odpowiedzial Takashi jakby urazony. - A twoj wyjazd do kraju specjalnie po to, aby pojsc do sanatorium, pozostanie pozniej w twojej swiadomosci jedynie trudem glupim i banalnym, niczym wiecej, ale dopiero wtedy, gdy wezly w twojej glowie ulegna rozplataniu.
-Wlasnie, gdy ulegne rozplataniu! - powiedzial moj przyjaciel ze szczerym pragnieniem spelnienia. - Ale jesli nie, to rzeczy glupie i banalne beda stanowic wage brutto mojego zycia.
-A w ogole jakie sa te wezly w twojej glowie?
-Nie wiadomo! Gdybym wiedzial, moglbym je sobie podporzadkowac i zaczac zalowac, ze dreptalem w miejscu przez wiele lat. Z drugiej jednak strony, jesli im sie poddam i przyjme kurs na samozniszczenie, to stana sie one rzeczywiscie cala waga mojego zycia, i w koncu stopniowo i tak poznam prawdziwa ich nature. Wiec tym bardziej zrozumienie w tym wypadku nie mialoby dla mnie zadnego praktycznego znaczenia. Poza tym nie zamierzam przekazywac innym wiedzy o tym, ze ktos zwariowal i dopiero wtedy zrozumial wszystko - poskarzyl sie przyjaciel ogarniety nagle uczuciem smutku.
Takashi, jak sie wydalo, gleboko zainteresowal sie przyjacielem. Jednoczesnie nie kryl w zachowaniu oznak zniecierpliwienia, jakby pragnal jak najszybciej oddalic sie od niego. Wtedy przyjaciel zrozumial, ze jego skarga poruszyla najwrazliwsza strune Takashiego. W tym momencie przyjechal autobus. Gdy Takashi wsiadl, ze slowami "to jest podziekowanie za oplacenie antybiotykow" podal przyjacielowi przez okno broszurke i zniknal w rozleglej przestrzeni amerykanskiego ladu. Ani moj przyjaciel, ani ja nie mielismy odtad zadnych wiadomosci o bracie. Rzeczywiscie, tak jak wyznal przyjacielowi, od razu opuscil teatr i wyruszyl w samotna wloczege.
Wsiadlszy do taksowki przyjaciel otworzyl broszurke otrzymana od Takashiego. Dotyczyla ona ruchu w obronie praw obywatelskich. Na pierwszej stronie widniala fotografia Murzyna - cialo popalone i spuchniete, bez dokladnie widocznych zarysow, wygladalo jak lalka topornie wyrzezbiona w drzewie oraz podtrzymujacych go nedznie ubranych bialych ludzi. Wygladalo to komicznie, przerazajaco i odpychajaco, ukazywalo gwalt tak oczywisty, ze patrzacy doznawal szoku, jak na widok przerazajacej zjawy. Ogladanie tego zdjecia wywolywalo ponura pewnosc porazki pod nieustajaca presja strachu. W swiecie emocji przyjaciela zjawa ze zdjecia natychmiast zlaczyla sie z nieokreslonym cierpieniem tkwiacym w jego glowie, tak nieuchronnie jak stapiaja sie dwie krople wody. I wtedy pomyslal, ze Takashi pozostawil mu te broszure z takim zdjeciem na pierwszej stronie dobrze wiedzac, co znaczy ten podarunek przekazany wlasnie jemu, a nie komukolwiek innemu. Takashi rowniez poruszyl najczulsza strune przyjaciela.
-Chyba czasem spostrzegasz juz po fakcie, ze cos nieoczekiwanego odzwierciedli sie w kamerze naszej swiadomosci, niewyraznie, jakby nakladalo sie prawie nieuswiadamiane na jej najbardziej zewnetrznej czesci. Przeszukawszy nieokreslone zakatki swiatla i mroku na takiej kliszy pamieci, przypomnialem sobie, ze kiedy podszedlem od tylu, Takashi pil lemoniade wpatrujac sie uwaznie w to zdjecie! - powiedzial przyjaciel. - Takashi w owym czasie zdawal sie zmagac z jakims naprawde wyjatkowo klopotliwym problemem. Wy daje mi sie, ze nie byla to sprawa recepty na antybiotyk, o ktorej mi tak szczegolowo opowiedzial, z pewnoscia myslal 0 sprawie znacznie powazniejszej, podstawowej! Czy sadzisz, ze Taka jest czlowiekiem, ktory poddaje sie rozpaczliwym nastrojom z powodu niegroznej choroby wenerycznej? Byl to dla mnie swego rodzaju szok, gdy zapytal mnie wprost: "Mam powiedziec prawde?" A czymze jest ta jego prawda? Mysle, ze jest to cos zupelnie innego od tego, co mi rzeczywiscie powiedzial. Ale co to wlasciwie bylo?
Siedzac o swicie na dnie jamy z psem na kolanach nie moglem powiedziec, co to wlasciwie bylo, ta mysl w glowie mojego brata, ktorej istnienie przynajmniej uswiadomil mi moj przyjaciel. Nie wiedzialem rowniez, czym bylo owo cos w glowie przyjaciela, powiekszajace sie z kazdym dniem; owo cos, ktore doprowadzilo go w koncu do smierci w tak osobliwym przebraniu. Smierc niespodziewana przecina nic wiazaca z mozliwoscia zrozumienia. Sa rzeczy, ktorych nigdy nie mowi sie pozostajacym przy zyciu. W tych, ktorzy przezyli, poglebia sie stopniowo podejrzenie, ze to wlasnie niemozliwosc przekazania pewnych rzeczy sklonila tamtych do wybrania smierci. To, co pozostalo w postaci nieokreslonej, moze zywych prowadzic ku katastrofie, mimo to oczywiste dla nich bedzie tylko jedno odczucie, ze natkneli sie na cos niepojetego. Jesliby moj przyjaciel zamiast malowac sobie glowe cynobrem, wbijac ogorek w odbytnice i wieszac sie, umarl wydajac, na przyklad, jedynie krotki okrzyk przez telefon, byc moze bylby to jakis trop. Oczywiscie, jesli przyjmiemy, ze pomalowana cynobrem glowa, ogorek w odbytnicy nagiego ciala 1 smierc przez powieszenie mogly byc forma krzyku w milczeniu, to dla tych, ktorzy przezyli, sam krzyk jest niewystarczajacy. Ten trop jest dla mnie zbyt nikly, abym mogl nim sie kierowac. Mimo to przypuszczalnie tylko ja sposrod zywych znajdowalem sie w sytuacji najkorzystniejszej dla zrozumienia zmarlego przyjaciela. Bylem z nim od pierwszego roku studiow we wszystkich sprawach razem. Koledzy z roku twierdzili, ze jestesmy obaj jak jednojajowe blizniaki.
Nawet z wygladu bylem bardziej podobny do przyjaciela niz do mlodszego brata Takashiego. Brat zreszta w niczym mnie nie przypomina. Przeciwnie, wydaje mi sie, ze to cos, co istnialo kiedys w glowie zmarlego przyjaciela, bylo dla mnie bardziej dostepne niz to, co jawilo sie w glowie mojego brata podczas wloczegi po Ameryce. Pewnego jesiennego dnia 1945 roku o zmierzchu z dwu starszych braci wyslanych na front wrocil tylko jeden, mlodszy, i tego jesiennego wieczoru zatluczono go na smierc w osiedlu Koreanczykow, ktore wyrastalo niby narosl na skraju wsi w dolinie, i od tego dnia chora matka zwracajac sie do mlodszej siostry tak mowila 0 mnie i Takashim, jedynych juz wtedy mezczyznach w domu:
-Obaj to jeszcze dzieci, na ich twarzach nie widac zadnych cech szczegolnych, ale w koncu to Mitsusaburo bedzie brzydki, a Takashi przystojny, beda go ludzie lubic i zyc mu bedzie lzej. Powinnas zzyc sie z Takashim, dopoki jest jeszcze czas, 1 trzymac sie go, nawet kiedy dorosnie...
Po smierci matki mlodsza siostra i Takashi wychowywali sie w domu wuja - byl to rezultat przestrogi matki, ale i tak siostra popelnila samobojstwo, zanim dorosla. Jej niedorozwoj psychiczny nie byl tak wyrazny jak u mojego syna, ale jednak siostra byla opozniona umyslowo do tego stopnia, ze jak mowila matka, nie moglaby zyc bez pomocy kogos bliskiego. Byla wrazliwa jedynie na muzyke, czy moze raczej na dzwieki.
Zaszczekal pies. Swiat zewnetrzny ozyl atakujac mnie ze wszystkich stron, gdy tak siedzialem na dnie jamy. Prawa dlonia, ktorej palce utworzyly ksztalt czerpaka, drapalem sciane ziemi przede mna; dotad wydlubalem i wyrzucilem na kolana piec, a moze szesc kawalkow cegly, pogrzebanych w pokladzie ilu Kanto: pies uciekajac od cegiel przylgnal do mej piersi. Z tym wiekszym pospiechem wbilem prawa dlon w powierzchnie sciany jeszcze raz, a nastepnie drugi. Wyczulem, ze ktos obcy zaglada z gory do jamy. Przyciagnalem psa lewa reka do siebie i spojrzalem w gore. Udzielil mi sie psi strach, ogarnal mnie naprawde zwierzecy lek. Swiatlo poranka jest zmacone jak oko bielmem. Ledwie bielejace w gorze o brzasku niebo teraz sciemnialo i opuscilo sie w dol. Gdybym widzial na oba oczy, byc moze swiatlo poranka bogaciej by wypelnilo krajobraz (czesto opanowuje mnie to falszywe przekonanie z zakresu optyki), lecz w pozostalym jednym oku panowal mroczny poranek obnazajacy jedynie pustke. Siedze brudny, w miejscu znacznie nizej polozonym niz ktokolwiek z mieszkancow tego miasta o poranku, mianowicie na dnie jamy, i gola dlonia drapie sciane ziemi. Atakuje mnie przytlaczajacy chlod od zewnatrz i rozpalajacy wstyd od wewnatrz. Niby upadajaca wieza, zaslaniajaca ciemne niebo, cien czlowieka o krotkich szerokich plecach, ciemniejszy jednak od nieba, pojawil sie jeszcze raz i zakryl wejscie do dolu. Wygladal jak czarny krab ustawiony pionowo. Pies zaczyna szalec, mnie paralizuje strach i wstyd. Brzek niezliczonych szklanych przedmiotow ocierajacych sie o siebie naplywa do jamy jak podmuch siekacego gradu. Wytezylem wzrok i sprobowalem rozroznic rysy twarzy olbrzyma spogladajacego na mnie niby Bog, i oszolomiony wstydem usmiechnalem sie glupio.
-Jak sie nazywa ten pies? - zapytal olbrzym.
Jest to pytanie zupelnie bez zwiazku z wszelkiego rodzaju slowami, przeciw ktorym sie uzbroilem. Za jednym zamachem zostalem wyciagniety na bezpieczny lad codziennosci, poczulem ulge przynoszaca odprezenie. Przez tego mezczyzne skandal rozniesie sie po calej okolicy, ale bedzie to w najgorszym razie skandal nie wykraczajacy poza codziennosc. Nie bedzie to ten rodzaj przytlaczajacego skandalu, ktorego obawialem sie i wstydzilem przed chwila. Nawet jesli zostane wen wciagniety, to i tak nie bedzie to skandal, ktory sprawi, ze z porow calego ciala wyrosnie zlowrozbna psia szczecina, a ludzkie sprawy zostana brutalnie odrzucone. Bedzie to skandal spokojny, powiedzmy taki, jaki powstaje, gdy kogos przylapia na goracym uczynku z podstarzala sluzaca. Nawet pies na kolanach wyczul bezblednie, ze jego opiekun jakos uniknal niebezpieczenstwa ze strony czegos osobliwego tam, w gorze, umilkl i siedzial teraz cicho niby zajac.
-Pan sie upil i wpadl do tej jamy, prawda? - Mezczyzna ciagnal dalej, grzebiac zdecydowanie w codziennosci ten moj czyn o switaniu. - Bo dzis rano mgla byla gesta.
Ostroznie kiwnalem mezczyznie potakujaco (poniewaz jego cialo rysowalo sie nade mna jak czarny cien, moja twarz, mimo slabego swiatla, musiala byc dla niego wyraznie widoczna) i wstalem trzymajac psa na rekach. Krople wody spadaly z krocza niby lzy i moczyly suche dotad kolana. Mezczyzna zawahal sie, mimo woli cofnal sie krok do tylu, dlatego tez moglem zobaczyc jego postac od kostek po czubek glowy. Byl to mlody mleczarz. Mial na sobie specjalne ubranie uzywane tylko do roznoszenia mleka, wygladajace jak kamizelka ratunkowa, ktorej kieszonki powietrzne wypelniaja butelki mleka. Przy kazdym oddechu rozlegal sie brzek uderzajacego o siebie szkla. Mleczarz oddycha jakby troche za ciezko. Ma twarz plaska jak fladra, prawie bez mostka nosowego, bialka oczu sa niewidoczne jak u antropoida. Uwaznie i znaczaco wpatruje sie we mnie swymi brazowymi oczyma i ciezko oddycha. Jego wydech przypomina biala brode splywajaca z krotkiego podbrodka. Unikam patrzenia na wzbierajaca w jego twarzy emocje, ktora moze cos znaczyc, i przenosze wzrok na czerwieniejace liscie dereniu za okragla twarza chlopca. Ogladana z pozycji pieciu centymetrow nad powierzchnia ziemi wewnetrzna strona lisci dereniu skupiala czerwone swiatlo, o odcieniu podobnym do plomieni z obrazu piekla, ktory ogladalem w wiejskiej swiatyni w dolinie co roku podczas swieta Urodzin Buddy (obraz ten ofiarowal moj pradziadek po nieszczesliwych wydarzeniach 1860 roku) - przerazajaca to, a przy tym jakas bliska sercu plomienna czerwien. Deren byl dla mnie sygnalem o niezbyt jasnym znaczeniu, ktory wywolal jednak nagla stanowczosc. Postawilem psa na ziemi, rozkopanej i odslaniajacej czarne bloto zmieszane z zielona i splowiala trawa. Pies wybiegl rozradowany, jakby chcial pokazac, ze dotad cierpliwie wszystko znosil. Uwaznie wspinam sie po drabince w gore. Dochodza mnie odglosy co najmniej trzech gatunkow ptactwa i szum opon samochodowych. Gdybym nie uwazal, okropnie trzesace sie z zimna nogi zsunelyby sie ze szczebli drabiny. Kiedy w pasiastej brudnej pizamie pojawilem sie na powierzchni ziemi drzacy na calym ciele, roznosiciel mleka zawahal sie i cofnal o krok. Cos mnie kusilo, zeby go przestraszyc, ale oczywiscie nie uczynilem tego, wszedlem do kuchni i od razu zamknalem drzwi za soba.
-Kiedy zobaczylem pana w tym dole, myslalem, ze pan nie zyje! - krzyknal rozczarowany mleczarz widzac, ze go zlekcewazylem i wszedlem do domu, jakbym chcial z niego zakpic.
Przed pokojem zony zatrzymalem sie chwile, by sprawdzic, czy jeszcze spi. Nastepnie zdjalem pizame i wytarlem cialo. Myslalem, zeby zagrzac wody i umyc sie, ale nie zrobilem tego. Nie wiem, kiedy stracilem chec utrzymywania ciala w czystosci. Drzenie stopniowo narastalo. Cos czarnego pozostalo na reczniku, w koncu zapalilem swiatlo i sprawdzilem: okazalo sie, ze z palca ciekla krew, poniewaz zdarlem paznokiec podczas kopania ziemi. Nie szukalem srodka dezynfekcyjnego, tylko palec owinalem recznikiem i drzacy wrocilem do sypialni, ktora dla mnie byla jednoczesnie pracownia. Drzenie wciaz nie ustawalo, pojawila sie w koncu goraczka. Oprocz bolu zranionego palca czuje tepy bol w calym ciele.
Ten sam bol, ktory zwykle odczuwam o swicie, tylko znacznie silniejszy. Zdaje sobie sprawe, ze niczego nieswiadome rece wydlubywaly z ziemi kawalki cegly, zeby obalic sciane piasku i pogrzebac mnie zywcem. Drzenie i tepy nieznosny bol narastaja. Do pewnego stopnia zaczynam rozumiec sens tego doswiadczenia, jakie przezywam co dzien w chwili przebudzenia, kiedy cialo rozpada sie na czastki, a kazda czastka przeszywa mnie tepym bolem.
2. Polaczenie rodziny
Po poludniu tego samego dnia, kiedy moj mlodszy brat przyslal telegram, ze przerywa nagle zycie wloczegi w Ameryce i przylatuje na lotnisko Haneda, ja i zona spotkalismy na lotnisku jego mlodych przyjaciol. Na Pacyfiku byla burza, samolot sie spoznil. Chcac powitac Takashiego Nedokoro wynajelismy pokoj w hotelu na lotnisku i czekalismy na spozniony samolot. Moja zona siedziala zwrocona plecami do okna oslonietego plastykowa zaluzja (zaluzja nie odcinala calkowicie doplywu swiatla z zewnatrz, ktore gromadzilo sie jak dym nie majacy ujscia), na twarz jej padal cien, wiec nikt nie mogl dostrzec jej wyrazu, siedziala w niskim fotelu i bez slowa pila whisky. W lewej rece, pociemnialej niby mokry pien drzewa, trzymala szklanke z rznietego szkla, u jej bosych stop obok butow stala butelka i naczynie z lodem. Whisky zona przyniosla z domu, tylko lod kupila w hotelu.
Przyjaciele mlodszego brata siedzieli na lozku okrytym kapa, przytuleni do siebie jak dzikie zwierzatka scisniete w gniezdzie, z kolanami podciagnietymi ku brodzie, ogladali program sportowy w tranzystorowym telewizorze szumiacym jak roj komarow. Oboje, Hoshio i Momoko, spotkalem przedtem dwukrotnie. Wkrotce potem, gdy moj brat zniknal po wykupieniu antybiotykow przez przyjaciela, oboje przyszli i probowali wydobyc ode mnie jego nowy adres. Kilka miesiecy potem, gdy pojawili sie u mnie po raz drugi, znali juz adres kontaktowy Takashiego w Ameryce, bo moze tylko do nich wyslal kartke pocztowa, ale odmowili podania mi tego adresu, zadali jedynie pieniedzy, by wyslac mu jakies rzeczy. Indywidualnosci obojga nie wywarly wtedy szczegolnego wrazenia ani na mnie, ani na zonie, moze tylko to zwrocilo nasza uwage, ze nieobecnosc mojego brata dziala na nich tak, iz nie wiedza, co ze soba zrobic. Swiadczylo to o ich oddaniu, ktore poruszylo mnie do pewnego stopnia.
Pijac piwo, zupelnie czarne w polmroku pokoju, [link widoczny dla zalogowanych]
patrzylem przez szpary w zaluzji na rozlegla przestrzen, w ktorej ciezkie odrzutowce i wytworne smiglowce bez ustanku startuja i laduja. Miedzy pasami startowymi a naszym pokojem ocienionym zaluzjami, na wysokosci oczu, przecina przestrzen zelazobetonowy pomost. Przechodzi tedy, ostroznie przechylajac sie do przodu, grupa uczennic zwiedzajacych lotnisko. Gdy stadko maluchow w ponurych mundurkach dochodzi do zakretu pomostu, przez mgnienie wyglada jak samolot na pasie startowym wzbijajacy sie w zachmurzone niebo. I osobliwie niestabilny. Ale to, co poczatkowo wygladalo na buciki spadajace z nozek dziewczat, okazalo sie w rzeczywistosci golebiami. Kiedy golebie sie rozproszyly w locie, jeden ruchem nienaturalnym, jakby zostal zestrzelony, usiadl na suchym piasku na waskim parapecie tuz za zaluzja. Przygladam mu sie uwaznie i widze, ze jest kulawy. Za malo sie rusza, dlatego jest zbyt tlusty i nie potrafi sprawnie siadac. Od wypuklej szyi w dol do brzuszka ciagnie sie czarne pasmo cienia podobnego do skory na rece mojej zony. Ten tlusty golab nagle zrywa sie do lotu (poza okiennymi szybami odpornymi na silne dzwieki chyba koncentrowal sie potezny huk, ktory przerazil golebia, ale poniewaz nie docieral tutaj, wszystkie ruchy na zewnatrz zdawaly sie nie miec ciaglosci), dwadziescia centymetrow przed moimi oczyma zatrzymuje sie w bezruchu niby czarna plamka na karcie testu psychologicznego i [link widoczny dla zalogowanych]
odlatuje natychmiast. Cofnalem sie zaskoczony. Odwrocilem sie i zobaczylem, ze moj nagly ruch zaniepokoil zone, trzymajaca szklanke whisky, i przyjaciol brata patrzacych w telewizor tranzystorowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|